Winkulijski monarcha podzielił się ostatnio tezami (https://voogwinkuliersdeg.blogspot.com/2021/08/tezy-na-temat-porzadku-ewentualnego.html) na temat ustroju potencjalnego państwa pannordackiego, które są zupełnie nie monarchiczne, a tak demokratyczne, jak tylko się da. Mamy więc trójpodział władzy, kolegializm, dużo głosowań, zakaz kumulacji urzędów, "rządy prawa", brak precedensu etc. Nie ustrzeżono się i pewnej specyficznej dla demokratów sprzeczności, która ujawnia się po porównaniu tezy drugiej i przedostatniej:
2. Obywatele powinni dysponować szerokim wachlarzem możliwości wpływania na politykę państwa, takie jak referenda, weta ludowe, czy referenda ws. odwołania najwyższych urzędników państwowych.
(...)
19. Prawo zasadnicze państwa pannordackiego powinno być trudne w zmienieniu (tj. konstytucja sztywna).
[Jeśli komuś nie chce się czytać dalszej części mojej pisaniny, niech zapamięta scholium Mikołaja Gomeza Davili: "W ustroju demokratycznym konstytucja jest nieśmiałym zamachem na suwerenność narodu."]
A więc obywatele mają mieć jak największe możliwości wpływania na państwo, ale jeśli naszła by ich chęć zmienić coś więcej, niż tylko urzędnika siedzącego za którymś biurkiem i dokonać przemian ustrojowych, powinno się to im możliwie najbardziej utrudnić. Jak już wspomniałem, jest to sprzeczność typowa dla demokratów - cóż bowiem by się stało, gdyby się okazało, że ciemnemu suwerenowi nie podobają się niektóre światłe prawa stworzone przez oświeconych nauczycieli wolności, a - nie daj Demokracjo! - suweren wcale nie chce być suwerenem i pragnie zmienić najlepszy ze wszystkich ustrojów na niewolę i tyranię! Nie można mu tego zakazać, bo sprzeczność z zasadą suwerenności narodu była by zbyt oczywista, można jednak maksymalnie mu to utrudnić, aby chronić najcenniejszy skarb - Przenajświętszą Demokrację. Ustanawia się więc prawo stojące nad innymi, nazwane konstytucją, i obwarowuje się tysiącami przepisów możliwość jej zmiany, a gdyby suweren dokonał niemożliwego i jednak przeprowadził taką zmianę zgodnie z prawami, zawsze można podnieść krzyk, że oto ginie demokracja, i przeprowadzić niekonstytucyjny i niedemokratyczny zamach stanu w celu ochrony konstytucji...
Dlaczego w ogóle jest potrzebna spisana konstytucja, dlaczego nie można oprzeć się na niepisanych i nienaruszalnych prawach fundamentalnych, jak to ma miejsce w tradycyjnej monarchii? Przyczyną tego jest prosty fakt, że demokracja nigdzie nie jest ustrojem naturalnym, lecz musi być sztucznie wprowadzona - nawet za cenę przelania krwi - aby funkcjonować. Nie posiada wobec tego żadnego umocowania w prawie Bożym czy obyczajach przodków, lecz tworzy się jej pozór fundamentu w postaci konstytucji, która sama nie posiada podstawy prawnej. Teologiczne zaś uzasadnienie ustroju, obecne w monarchii, zastępuje się kilkoma pseudofilozoficznymi sloganami o suwerenności narodu, o "wolności, równości i braterstwie" (unikając zakończenia tego hasła) itd., które wpaja się młodzieży w szkołach jako nieomylne dogmaty, zaś heretyk, który ośmieli się im zaprzeczyć, jest natychmiast ekskomunikowany z życia politycznego. Nawet koronowane głowy nie śmią im zaprzeczać, a święte wojny wprowadzają jedyny słuszny ustrój także tam, gdzie nie jest on wcale chciany, przelewając krew tysięcy Irakijczyków, Libijczyków, Syryjczyków etc. Smutne jest to, że również w mikroświecie, gdzie nie ma - przynajmniej teoretycznie - takiego przymusu, zdarzają się i królowie głoszący te bzdury.